Z wizytą u Smoka Wawelskiego
Nasza wyprawa
od samego początku zaczęła się bajkowo. Ancymon znudzony oglądaniem gałązek i
powiewających na wietrze listeczków z radością przyjął widok samochodów,
autobusów i ludzi. Zafascynowany taką zmianą otoczenie nie protestował przeciwko
długiemu spacerowi. A może to nie zmiana widoków, a atmosfera magicznego
Krakowa tak na niego wpłynęła? Tak czy siak była to miła odmiana. Nic dziwnego,
że z uśmiechem na twarzach dotarliśmy do Parku Strzeleckiego. Odetchnęliśmy tu
chwilkę od zgiełku miasta po czym ulicą Strzelecką i Kopernika udaliśmy się w
stronę rynku. Akurat zbliżała się dwunasta, więc przystanęliśmy pod Kościołem
Mariackim w oczekiwaniu na hejnał. Och, jak miło było usłyszeć go po tylu miesiącach.
A wy pamiętacie kiedy ostatnio byliście
w centrum?
Nieco
zdeprymowani obeszliśmy Wieżę Ratuszową z Muzeum Dziejów, zatrzymaliśmy się przy
„kościele co się pod ziemię chowa” (Kościół Świętego Wojciecha) i przez chwilę zastanawialiśmy się co robić.
Wracać, nie wracać? Nie… Nie można się poddawać! Skręciliśmy w ulicę Grodzką i
dzielnie pomaszerowaliśmy dalej. Tu już ruch był nieco większy. Kamień spadł
nam z serca, a nieśmiałe uśmiechy wróciły na twarze. Skręciliśmy na chwilkę do
ogrodu znajdującego się przy Kościele św. Apostołów Piotra i Pawła i ogarnął nas
spokój. Wiedzieliśmy gdzie chcemy iść! Postanowiliśmy odwiedzić Smoka
Wawelskiego i Wawel! Pełni energii ruszyliśmy. Pogoda nam się trochę popsuła i
zaczęło delikatnie kropić, ale co to dla nas? Pomimo wiatru wędrujemy dalej!
Najedzone
gołębie niestety odleciały, a Mama
zawiedziona brakiem zainteresowania okazanym Smokowi Wawelskiemu przez
Ancymona, postanowiła ruszyć dalej, w stronę Wawelu. Tu nie trzeba już było prosić
łobuza o uwagę. Śmiał się, gdy Mama pchała wózek pod stromą górkę, radośnie
ciągnął się do porastających dziedziniec zewnętrzny roślin i ostentacyjnie
domagał się chodzenia po kamiennych ławkach na dziedzińcu wewnętrznym. Nieskrępowany
wspinał się po okiennych kratach i zaglądał przez okno do rozbawionych pań w
sklepiku z pamiątkami. Te wszystkie atrakcje wymagały jednak mnóstwo energii i
zmęczony akrobacjami Ancymon w końcu zasnął. Chyba jeszcze nigdy nie walczył
tak długo. Łobuz wstał o 7, a na pierwszą drzemkę pozwolił sobie dopiero po 13,
kto by pomyślał…
Korzystając z okazji opuściliśmy Wawel i skierowaliśmy się w stronę Plant. Minęliśmy dom Jana Długosza i skręciliśmy w stronę ulicy Poselskiej. Naszą uwagę przykuł niewielki plac zabaw wciśnięty w szczelinę między wysokimi murami. To „Plantuś”, którego szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Próbując nie wzbudzić niepotrzebnego zainteresowania szybko pstryknęliśmy zdjęcie i popędziliśmy dalej wzdłuż muru ogrodu Muzeum Archeologicznego. Plantami doszliśmy do Bramy Floriańskiej i Barbakanu. Tu również nie było tłumów. Korzystając z takiej sytuacji postanowiliśmy popatrzeć jeszcze chwilę na nasz ukochany Teatr im. Juliusza Słowackiego i pędem ruszyliśmy w kierunku domu. Ancymon powoli zaczynał się budzić…
Park Strzelecki:
Krakowski rynek:
Wawel i Planty:
Komentarze
Prześlij komentarz