Co straszy w Krakowie?


     31 października to dzień wyjątkowy. Wiele kultur wierzy, że otwierają się wtedy bramy do świata magii i duchów. To najpopularniejsza noc na wywoływanie duchów i wróżenie. To dzień, kiedy świętujemy Halloween lub Dziady. To 31 października 1378 roku koronowano antypapieża Klemensa VII zapoczątkowując wielką schizmę zachodnią, a w 1517 Marcin Luter przybił na drzwiach katedry w Wittenberdze swoich 95 tez. Aż strach się bać co może wydarzyć się w tym roku. Na wszelki wypadek postanowiliśmy przygotować dla was małą ściągawkę miejsc, których lepiej tego dnia unikać jeśli boicie się duchów. A może wręcz przeciwnie, należy się tam wybrać i sprawdzić czy te historie są prawdziwe? To co zaczynamy?

Lotnisko Rakowice – Czyżyny

Miejskie legendy przestrzegają przed spacerami po Starym Lotnisku o zmroku lub w nocy. Podobno lubi się tam pojawiać pułkownik Michał Pielechowski z pułkownikiem Józefem Sroką, którzy wiele lat temu tragicznie zginęli na tym lotnisku, a później wielokrotnie ukazywali się kolegom, ratując ich przed niebezpieczeństwem. Mówi się, że podczas drugiej wojny światowej tych dwóch pułkowników skutecznie utrudniało pracę Gestapowców stacjonujących w pobliżu. Nie wiedzieć czemu z władzami Polski Ludowej jakoś nie mogli się dogadać i zniknęli...

Pętla tramwajowa w Mistrzejowicach

Słyszeliście, że trudno jest znaleźć motorniczego, który chciałby wyjeżdżać z pętli w Mistrzejowicach późnym wieczorem i w nocy? A wiecie dlaczego? Ponoć pętlę zamieszkują duchy dwóch mężczyzn. Obaj zginęli tragicznie, choć można mieć nadzieję, że stan upojenia alkoholowego, w którym się znajdowali złagodził nieco traumę śmierci. Pierwszy z imprezowiczów zasnął ponoć w jednym z tramwajów zjeżdżających do zajezdni. Ponieważ mężczyzna nie odpowiadał na prośby o opuszczenie wagonu, motorniczy wyrzucił go z pojazdu tuż przy torach. Niestety noc była ciemna i mglista, a kierujący kolejnym tramwajem nie zauważył mężczyzny leżącego przy jego trasie i doszło do tragedii. Drugi z duchów, za życia również nie stronił od trunków. Legenda miejska głosi, że pijany wpadł do niezabezpieczonej studzienki tuż przy pętli tramwajowej. Następnego dnia rano robotnicy zasypali ją wraz ze znajdującym się tam mężczyzną. Mrozi krew w żyłach, prawda?

Zesławice

Miejscowi opowiadają, że lata temu, kiedy Zesławice były podkrakowską wsią, miejsce to nawiedziła zaraza. Nie wiedząc o tym pojawił się tam pewien mnich. Spędził on noc w jednej z miejscowych chat odganiając zarazę paciorkami różańca. Dzięki jego wierze i determinacji wieś została ocalona. Na cześć dzielnego mnicha otrzymała nazwę Zesławice.

Tak się teraz zastanawiam. Może mnich nie pokonał całkiem zarazy? Może drzemała gdzieś ukrtya? Może koronawirus wcale nie pochodzi z Chin a z Zesławic?

Płonące Widmo

Podobno bezpieczniej unikać dziś również obszaru dawnej wsi Łuczanowice. W miejscu dawnego kalwińskiego cmentarza pojawia się podobno płonące widmo. Zjawa ta rozpoczyna pochód ogników niesionych przez niewidzialne ręce. Na kogo polują? Na kogo czekają? Może lepiej nie sprawdzać?

Kościelniki

Według miejscowych legend jutro nie zasną również mieszkańcy dawnych Kościelnik. Przed laty ziemia ta należała bowiem do Państwa Rusieckich, którzy posiadali tylko jedno dziecko. Ich ukochana córka cechowała się niezłomnym charakterem. Długo broniła się przed zamążpójściem. Zdesperowani rodzice postanowili więc pokazać jej włości i przekazać całą swoją wiedzę dotyczącą zarządzania majątkiem, aby mieć pewność, że nawet jako panna będzie w stanie sobie poradzić. Los chciał jednak, że  w trakcie tej konnej przejażdżki dziewczyna ujrzała przystojnego syna leśniczego i jak to zwykle bywa, zakochała się. Jej uczucie zostało odwzajemnione co zdecydowanie nie spodobało się Państwu Rusieckim. Młodzi kochankowie spotykali się więc po kryjomu. Podobno chłopak miał do miejsca schadzek bardzo daleko, więc panna Rusiecka dała mu swojego pięknego sinobiałego konia podkutego złotymi podkowami, aby mógł bezpiecznie stawiać się na spotkaniu. Niestety pewnej nocy kochanek nie zauważy jednego z rowów odprowadzających z okolicznych pól wodę i wjechał prosto w pułapkę. Zginął na miejscu wraz z wierzchowcem. Dziewczyna pogrążyła się w rozpaczy. Po pogrzebie ukochanego kazała równie uroczyście pochować ulubionego konia. Jak to dawniej bywało koń został pogrzebany razem ze złotymi podkowami. I pewnie spoczywałby w grobie po dziś dzień, gdyby nie pewien chciwy wieśniak. Usłyszał on plotkę o niesamowitym koniu pochowanym wraz ze skarbem i… postanowił go odkopać. Długo szukał właściwego miejsca i przekopywał okoliczne pola, aż w końcu się udało. Kiedy jego łopata z brzękiem uderzyła o drogocenne podkowy złodziejaszek nagle usłyszał złowrogie rżenie. Tuż przed nim stał piękny siwobiały koń podkuty złotymi podkowami. Niedoszły złodziej zaczął uciekać, niestety potknął się i upadł. Kiedy rano odzyskał przytomność uciekał z Kościelnik tak szybko jak pozwoliły mu na to zdrętwiałe nogi. Jednak od tamtej pory okoliczni mieszkańcy widują pięknego konia o złotych podkowach smętnie czekającego na swoją panią…

Miejscowi opowiadają też legendę o czarnej karocy. Ponoć za każdym razem, kiedy w kościelnickim pałacu ktoś miał umrzeć, na dziedzińcu pojawiała się czarna karoca zaprzęgnięta w czarne, spienione konie. Widmo objeżdżało pałac i znikało w mroku. Może lepiej nie nasłuchiwać dziś zbyt uważnie. Może się okazać, że usłyszycie dźwięk kopyt uderzających o krakowski bruk…

 


Dom śmierci

Na osiedlu Oświecenia jest pewien blok, w którym podobno nikt nie chce mieszkać. To niewielki, czteropiętrowy budynek w kształcie litery L. Nie wiedzieć czemu ludzie tu często chorują, tracą zmysły i nerwy. Ktoś widział tu sąsiada, który siekierą wyrąbał drzwi do własnego domu, wszyscy pamiętają grzecznego Bartka, który w nocy porąbał rodziców i rodzinę Włodarczyków, których mieszkanie wybuchło. Włodarczyk nie przeżył tego wypadku, jego żonę wyrzuciło na trawnik przed bokiem, jednak w wyniku wnikliwego śledztwa kobieta została oskarżona o zamordowanie męża… W Boże Ciało 1996 roku mąż jednej z mieszkanek bloku odsłonił ponoć zasłony i zmarł, a po nim wszyscy członkowie jej rodziny. W podobnym czasie mąż drugiej sąsiadki przeszedł trzy zawały… I wszyscy myślą, że to wpływ żyły wodnej. Czasem tylko mieszkająca nieopodal staruszka mimochodem wspomni, że na tej górce był kiedyś cmentarz. Inna doda, że do dziś widać tu czasem białą mgłę wyglądającą jak wyziewy z otwartych grobów…

Topielec

                 Mieszkacie w Branicach? A może w ich przysiółku, w Chałupkach? Jeśli tak, to w zasadzie nie musicie się bać. Podobno kiedyś grasował tu topielec, jednak to stare dzieje. Od czasu do czasu pojawiał się tu przystojny Porucznik Batalionu Saperów i zapraszał na spacer piękne panny. Dziwił tyko fakt, że żadna z nich ze spaceru nie wróciła… Dlaczego topielec był tak okrutny? Czemu upodobał sobie piękne niewiasty? Otóż kres jego egzystencji położyła piękna, ale niebezpieczna „Warszawianka”. Oczywiście kobieta nie była osobą, za którą się podawała, a rosyjskim szpiegiem. Kiedy mody pułkownik zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak, „Warszawianka”  nasłała na niego swoich pobratymców i młodzieniec został zastrzelony podczas spaceru nad brzegiem Wisły. Od tej pory szukał zemsty. Legenda głosi, ze gdy „Warszawianka” została rozpracowana i wykonano na niej wyrok śmierci topielec zniknął, ale czy na pewno? Odważysz się sprawdzić?

Piękna Zośka

                Czy w waszym domu wisi reprodukcja obrazu z piękną, młodą dziewczyną w krakowskim stroju? Tak? To prawdopodobnie Zofia Frontczakówna. Piękna dziewczyna, którą matka namawiała do pozowania. Zosia zarabiała w ten sposób na swoje utrzymanie aż do wyjścia za mąż za Macieja Palucha.Trzeba jednak zaznaczyć, że dziewczyna konsekwentnie odmawiała pozowania do aktów.

                Mąż Zosi był mężczyzną bardzo zazdrosnym i okrutnym. Żałował żonie wszystkiego poza razami. Brak żywności, ubrań i butów (a przecież Maciej był szewcem!) zmusił Zosię do pozowania od czasu do czasu. Niestety dorywcza praca Zosi stała się pretekstem do karczemnych awantur w domu Paluchów. Aby im zapobiec dziewczyna zrezygnowała z intratnego zajęcia, a nawet przepisała na męża ¼ swojego gospodarstwa. Niestety hojny gest Zosi nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. W końcu zmęczona awanturami i biciem, załamana z powodu śmierci dwójki z czwórki dzieci Zosia postanowiła odejść od męża. Sąd przyznał jej alimenty, jednak Maciej często się z nimi spóźniał.

                Pewnej niedzieli Maciej zwabił Zosię do ich domu w Dłubni, pod pretekstem wypłacenia zaległych alimentów. Niestety Zosia z tego spotkania nie wróciła, a kilka dni później znaleziono fragmenty jej ciała w rzece… Teraz już wiecie dlaczego Dłubnia tak smętnie zawodzi. Ona też opłakuje smutny los Zosi. A może... Może to sama Zosia żali się na swój los i szuka zemsty?

P.S.

Maciej Paluch spędził 12 lat w więzieniu za zabicie żony, a zmarł  jako żebrak pod kościołem św. Marka w Krakowie.  Tylko czy Zosia o tym wie?


Las w Witkowicach

O witkowickim lesie zrobiło się głośno w 2001 roku. Plotki o  dziwnych zjawiskach w tym rejonie krążyły po okolicy od wielu lat, a okoliczni mieszkańcy trzymali się przeklętego miejsca z daleka. Jednak w październiku 2001 roku las na dobre okrył się złą sławą. Podobno grupka studentów wybrała się tam, aby uczcić początek roku akademickiego i… już nie wróciła. Dziwne zaginięcia jednak się nie skończyły. Jakiś czas później w tym rejonie zaginał kolejny student. Jego półroczne poszukiwania nie przyniosły rezultatu, więc znajomi postanowili udać się do lasku i pożegnać go tradycyjnym piwem. W pewnym momencie studenci zobaczyli odblask świata w głębi lasu. Podeszli bliżej i ujrzeli odbijający się w aparacie promień światła słonecznego. Najszybciej jak się dało wywołali film. Na otrzymanych zdjęciach zobaczyli zaginionych studentów wraz z ich kolegą…

Katedra na Wawelu

                Jeśli planujecie w najbliższy weekend wybrać się na mszę, to może bezpieczniej będzie wybrać inne miejsce niż Katedra na Wawelu? A jeśli już musicie koniecznie uczestniczyć w nabożeństwie w tym miejscu, to przynajmniej wybierzcie ranną mszę. Inaczej narazicie się na spotkanie jednego z trzech duchów katedry. W najgorszym wypadku świątobliwy Biskup Jan Grot  zwróci wam uwagę na niewłaściwe zachowanie. Podobno odważył się on nawet straszyć królów Polski, zabraniając im korzystania z krótszej drogi do katedry. Deptali oni ponoć jego grób umieszczony w kaplicy przez którą wiodły skróty. Droga ta została wkrótce zamurowana i od tej pory królowie musieli wychodzić na dziedziniec, by dostać się do katedry.

                Pozostałe dwa duchy nie są aż tak nieprzyjemne. Pojawia się tu Biskup Paweł z Przemiankowa , pokutujący za swe dawne czyny i Biskup Zawisza  z Kurozwęk cierpiący za nieobyczajne zachowanie z kobietami. W ich przypadku wystarczy krótka modlitwa i na pewno pozwolą wam odejść w spokoju…

Krakowski Rynek i okolice

Jeśli nie chcecie poznać daty swojej śmierci, to unikajcie dzisiaj pałacu "Krzysztofory" w Rynku Głównym 35. Miejsce to zamieszkuje Czarna Dama, która napotkanym osobom przepowiada dokładną datę i godzinę śmierci. Wyobrażacie sobie to odliczanie?

Inna Czarna Dama straszy od ponad dwustu lat w pałacu margrabiów Wielkopolskich, czyli w obecnym Magistracie przy pl. Wszystkich Świętych. Kim była? Nie wiadomo, jednak w okolicy krąży opowieść o misjonarzu, który ponad 130 lat temu został późnym wieczorem wezwany do pałacu,  gdzie kazano mu wyspowiadać młodą dziewicę w bieli, a gdy tylko udzielił jej komunii świętej, pojawił się kat, który jednym cięciem miecza ściął jej głowę.

Pewnie już dawno wszyscy zapomnieliby o nieszczęśnicy, gdyby nie szkielet młodej kobiety znaleziony w pałacu w 1903 roku podczas montażu kaloryferów. Kim była i czemu straszy? My chyba nie mamy odwagi tego sprawdzić…


Czarna Księżniczka z Krzemionek

Najgroźniejszą z Czarnych Dam jest jednak Księżniczka z Krzemionek. Podobno w odróżnieniu od poprzednich pań, kolor czarny nie odnosi się tylko do jej sukni, ale do całego ciała. Dama ta jest bardzo niebezpieczna. Potrafi złapać ofiarę i dusić ofiarę aż urwie jej głowę… Ba jeden z takich wypadków został podobno udokumentowany w XIX wieku… Brr…

A wszystko zaczęło się wieki temu. Kobieta została uwięziona w okolicy kościółka św. Benedykta podłym zaklęciem. Oczywiście mogła się z niego wyzwolić, jeśli w okolicach północy pojawi się tam przystojny młodzieniec, który pokocha i poślubi księżniczkę. Żeby jednak nie było tak prosto młodzieniec musi najpierw sprostać postawionemu przed nim zadaniu. Księżniczka miała wręczyć chłopakowi ogromną sumę pieniędzy, która miał przepić i przejeść w ciągu trzech dni i musiał to zrobić sam. Nie wolno było podzielić mu się jedzeniem lub pieniędzmi z nikim.  Zadanie to było proste jedynie pozornie, jednak wybranek serca księżniczki dokonał cudu. Po wydaniu pieniędzy wracał już do ukochanej, kiedy drogę zastąpił mu żebrak. Tak długo prosił o wsparcie aż w końcu młodzieniec wysupłał z kieszeni zapomnianego szeląga i wręczył biedakowi. Niestety to był błąd. Kiedy młodzieniec dotarł do wybranki swego serca to rzuciła się na niego i urwała mu głowę…

Czy historia ta wydarzyła się naprawdę? Trudno powiedzieć. Miejscowi wspominają o innej księżniczce, która podobno była bardzo okrutna. Grabiła i dręczyła swój lud. Pewnego dnia, podczas burzy w księżniczkę trafił piorun i spłonęła żywcem, a jej poddani zostali uwolnieni. Mówi się, że okrutnica została pochowana obok kościółka św. Benedykta i za karę musiała każdej nocy błąkać się wokół swego grobu, wypatrując wybawcy.

 

Biała Dama z Franciszkańskiej

 Krakowska Biała Dama już od połowy XIX w. nawiedza pałac biskupi przy ul. Franciszkańskiej 4, prosząc o odpuszczenie grzechów. Biskupi, którym się objawia, czynią to z czystym sumieniem, bowiem jest to duch niewiasty (Urszuli z Morstinów Dębińskiej), która wprawdzie bywała polityczną intrygantką zwaną "krakowską carową", ale też i osobą pobożną, nawet bliską dewocji, fundatorką kilku kościołów. Plotka głosi, że Krakowscy biskupi tak bardzo przyzwyczaili się do jej obecności, że traktują ją jak jednego z mieszkańców.



Myślicie, że to koniec długiego peletonu krakowskich duchów i upiorów? Ależ skąd! Nie wiem czy udało się nam przywołać choćby połowę! Uważajcie więc dziś na siebie, a my bierzemy się do pracy. Może z okazji Andrzejek uda nam się dodać kilka opowieści?




Komentarze

  1. Nie obchodzę Halloween, ale czyta się super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też nie, ale ta noc ma w sobie coś wyjątkowego. Poza tym, jest idealnym pretekstem do przypomnienia o krakowskich duchach i zjawach ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty