Lawenda, dress code i "Gra o tron"


 Czasem zdarza się tak, że jakieś miejsce chodzi nam po głowie przez długi czas i wybrać się tam nie możemy. Często pojawiają się atrakcyjniejsze kierunki, albo propozycje nie do odrzucenia od przyjaciół. W ten sposób wiele atrakcji ze szczytu naszej listy spacerowo - wypadowej spada na dalsze pozycje. Tak było i tym razem. Od trzech lat wybieraliśmy się do Ogrodu Pełnego Lawendy i dotrzeć nie mogliśmy (dobra, Mama się wybierała, a Tata dowie się o tym czytając ten post). W tygodniu przeszkadzała nam praca (Tata pracował na rano, Mama miała popołudniowe zmiany), zaś w weekendy zawsze działo się coś ważniejszego, a przecież sezon na lawendę nie trwa cały rok! Jednak pomimo przeciwności losu, w końcu się udało! Mama pięknie uśmiechnęła się do Taty proponując wycieczkę, a nasz najcudowniejszy Tata na świecie wziął kluczyki i zapakował wesoły samochodzik.
 Już sama droga do Ogrodu Pełnego Lawendy wprawiła nas w dobry nastrój. Ruszyliśmy w kierunku Proszowic i przez blisko 30 kilometrów podziwialiśmy piękne pola uprawne "krakowskiego warzywniaka". Tak, tak właśnie mówi się o tych okolicach. Jeśli akurat przygotowujecie surówkę z młodej kapusty, gotujecie kalafiora albo kroicie dymkę, to prawdopodobnie pochodzi ona z tego rejonu! Przy głównej drodze często wystawiane są reklamy lub stragany z warzywami. Świeżą zieleninę można tu nabyć prosto z grządki! Ze względu na śpiące Maleństwo i Psa, nie zdecydowaliśmy się na takie zakupy, ale gorąco je polecamy. Ceny są zdecydowanie niższe niż w sklepie, a produkty pierwszej świeżości.
 Po około 40 minutach jesteśmy na miejscu. Samochód zostawiamy na parkingu przed wejściem i kierujemy się do kas. Bilet wstępu kosztuje 7zł (dzieci do trzeciego roku życia i psy wchodzą za darmo). Ogród czynny jest od 10:00 do 21:00, jednak wizyta w ogrodzie możliwa jest również poza tymi godzinami (wstęp płatny podwójnie). Można również zorganizować sesję zdjęciową w lawendzie (cennik dostępny na stronie Ogrodu). Tyle tytułem wstępu, a jak wygląda nasz spacer? Tuż za kasami szeroko uśmiechają się do nas panie ze stoiska z pamiątkami, z roślinami doniczkowymi, z domku z lodami, lemoniadą i kawą, jak również dziewczyny sprzedające wianki z lawendy (30 zł / sztuka) i organizujące warsztaty plecenia takich wianków (40 zł za osobę). Z mocnymi postanowieniem zatrzymania się tu w drodze powrotnej, mijamy wszystkie atrakcje i pędzimy w stronę pola lawendy. Tu Mamie nieco rzednie mina. Nikt nie uprzedzał, że w Ogrodzie Pełnym Lawendy obowiązuje dress code! Wszystkie panie w białych sukienkach (większość w długich, nieliczne odważyły się wyłamać i założyć krótkie), panowie w długich spodniach i białych koszulach malowniczo rozpiętych pod szyją. Taryfy ulgowej nie ma nawet dla dzieci. Mali chłopcy pozują w białych garniturkach, albo przynajmniej w białych bodziakach i krótkich, niebieskich spodenkach na szelkach, zaś dziewczynki koniecznie w różowych tiulowych sukienkach (względnie szarych) lub w wymyślnych koronkowych kreacjach. Część mężczyzn i chłopców ma jeszcze słomkowe kapelusze, a mniejsze i większe kobietki obowiązkowe lawendowe wianki. Acha, psy też muszą być białe! Poza naszym kundlem w Ogrodzie Pełnym lawendy spotkaliśmy tylko west highland white terriera. Mama patrzy na Ciocię, Ciocia na Mamę. Obie patrzą na Babcie, Tatę, Maleństwo i Psa... Chyba nie bardzo pasujemy do reszty... Na szczęście Babcia ma białe spodnie, cała reszta się nie zgadza. Mama i Ciocia w krótkich spodenkach, w granatach i pomarańczach, Tata w krótkich spodenkach i podkoszulku (dobrze, że białym), a o psie to lepiej nie wspominać...

 Niezrażeni niestosownym strojem ruszamy lawendowymi ścieżkami pod górę. Pstrykamy nawet kilka zdjęć bez ludzi. Co prawda, wymaga to nie lada sprytu, kucania i  gimnastyki, aby na fotografiach nie było widać parkingu, jednak ostatecznie się udaje! Nasze zmagania są jednak pilnie obserwowane. W oczach niektórych gości widać zdumienie, że nie mamy odpowiednich strojów,  aparatu z milionem obiektywów, albo chociaż własnego fotografa. Mimo to nasza dziecięca radość nie gaśnie. Może to odurzający zapach lawendy, albo wesołe pobzykiwanie pszczół, ale uśmiechy na naszych twarzach są coraz szersze. Usatysfakcjonowani swoim towarzystwem nie zauważamy nawet rzedniejącego tłumu. Naszą radość przyćmiewa dopiero nagłe zniknięcie Taty. Minęliśmy Lawendowy Łan i planujemy powoli wracać do samochodu, a kierowcy nie ma! Nieco zdezorientowani (babska część wycieczki), ale nadal rozbawieni (Maleństwo i Pies) niepewnie ruszamy ścieżką skrytą w cieniu żywopłotu. Nagle zza naszych pleców słyszymy "Buu!". To Tata! znalazł sobie scenerię rodem z „Gry o tron”. Oczywiście nie może obejść się bez serii zdjęć i to obowiązkowo w rożnych konfiguracjach. Tata sam, Tata z Maleństwem i samo Maleństwo. Ten niepozorny zakątek stał się dla nas chyba większą atrakcja niż pola pełne lawendy (i ludzi), a nie wiedzieliśmy, że to jeszcze nie wszystko! Im bardziej zagłębiamy się w leśny zakątek, tym jest piękniej, a z każdym krokiem nasze oczy otwierają sę szerzej ze zdumienia. Przed nami pojawia się czereśnia pełna owoców oraz polana kipiąca kwiatami. Takich lilii, to nawet Babcia nie ma w ogrodzie. Te kilkadziesiąt minut spaceru pomiędzy nimi jest jak rejs przez magiczną krainę. Po raz kolejny otula nas niesamowity zapach, tyle tylko, że nie jest to już lawenda. Każdy krok stawiamy ostrożnie bojąc się, że spacer możemy skończyć w magicznej norze królika, albo na audiencji u Aslana. Nic dziwnego, że spłoszony przez nas bażant wywołuje cichy pisk podekscytowania.
 Kiedy dochodzimy do granicy Ogrodu Pełnego Lawendy łezka kręci nam się w oku. Jakoś tak nie chce nam się wracać do domu. Choć dzisiejszy spacer nie jest długi, to jednak sporo się dzieje. Maleństwo odpływa na rękach u Taty, a cała reszta powłóczając nogami kieruje się do wyjścia. I tu wraca uśmiech! Przecież na osłodę możemy jeszcze spróbować lodów lawendowych! Na myśl o słodkościach przyspieszamy kroku. Nie zraża nas nawet ogromna kolejka. Próbujemy lodów sorbetowych i mlecznych, kawy lawendowej i oczywiście lemoniady o smaku lawendy. Lody są pyszne (resztę można sobie darować), po prostu  niebo w gębie, a ich zapach... Magia!


Uwaga, jeszcze możecie wybrać się do Ogrodu Pełnego Lawendy. W tym roku sezon kończą dopiero 26.07.2020. 





Komentarze

Popularne posty